Słowenia 2020

Znowu dałam się namówić na wyjazd z lataczami. I to łączony z zawodami. Trochę zastanawiała nas ogólna sytuacja epidemiologiczna – ale Słowenia otworzyła swoje granice w połowie lipca, a pozostałe kraje ich nie zamknęły – więc jedziemy.

Na Słowenię wyjechaliśmy we trójkę z Radkiem w piątek po robocie i już po 14 godzinach, czyli około 9 rano byliśmy na Kamp Siber w Tolminie. Na Gabrje nie mieli miejsca.

Droga przyjemna – panowie w nocy zmieniali się, ja próbowałam spać ile się dało i wykończyłam trasę od jakiejś 4 rano w Austrii.

Nad ranem, czyli około szóstej, po drodze zatrzymaliśmy się nad Lago del Predil – uważam, że to najlepsze zdjęcie z całej wycieczki ?

Lago del Predil – jeszcze Włochy

Na okoliczność tego wyjazdu kupiliśmy z kszyhem istny pałac – tak się z nas chichrało towarzystwo, bo nasz namiot był największy, najwyższy i w ogóle naj – głownie dlatego, że miał przedsionek, do którego można było wrzucić rzeczy ?  W ogóle się wyszpeiliśmy w palnik, przenośny prysznic (a to z okazji drugiej części wyjazdu – Ikarus Open 2020, gdzie się przekonaliśmy, że nie ma prysznica => IkarusOpen 2019).

Już pierwszego dnia Radek poleciał, a ja mam zdjęcia z Kobali.

Tolmin z Kobali

Zjedliśmy pyszne ćevapčići i plejskawicę w Soča 202

Ćevapčići

Dalej było tylko lepiej.

Dojechała do nas druga ekipa – Staszek, Grześ i Darek. Zajęliśmy cały sektor na kempie.

Zwiedzilismy wąwozy Tolminki – zdecydowanie takiej ochłody nam było trzeba przy 35 stopniowym upale.

Pojechałam do Bledu nad jezioro o którym marzyłam od czasu gdy Windows w robocie pokazał mi zdjęcie tego miejsca ? To jezioro polodowcowe z charakterystyczną wyspą i kościołem. Jezioro jest zasilane podziemnymi źródłami – niektóre są gorące, dlatego woda w jeziorze osiąga czasami 25 stopni. Radek zaliczył drzewowanie, o czym napisał tu.

Jezioro Bled

Zwiedziłam wodospady Kozjak i Boka (najwyższy na Słowenii – ponad 100m!), mostek napoleoński, kupiłam lokalne wino z nalewaka, wieczorami graliśmy w karty.

Wodospad Kozjak
Soca z mostu napoleońskiego
Widok na wodospad Boka

Pogoda w okolicy Kobali miała się popsuć szybciej niż na Lijaku, więc zapakowaliśmy się w samochody i w drogę. Zostawiłam lataczy pod Lijakiem, a sama pojechałam do Postojnej. To było najlepiej wydane 30 euro ever!

Jaskinia jest ogromna – ma prawie 20 km korytarzy, można ją zwiedzać od początku XIX wieku. Na zewnątrz było 38 stopni, a w środku milutkie 8. Jaskinię wydrążyła rzeczka Pivka, trasa turystyczna o długości 1,7 km przebiega jej starym korytem. Zwiedzanie trwa około półtorej godziny, gdyż pierwsze 4 km korytarzy pokonuje się podziemną kolejką elektryczną – która tez jest ewenementem. Nigdy nie widziałam tak różnorodnych formacji skalnych. Stalaktyty, stalagmity, stalagnaty, firanki krasowe… Brylant (ten najbielszy na zdjęciach) jest symbolem jaskini.

Wejście do jaskini jest trochę osmalone – partyzanci podczas II WŚ wysadzili znajdujący się tu niemiecki skład paliw. Ale jaskini nic się nie stało.

Jest tu jedyny na świecie podziemny urząd pocztowy. I sala koncertowa.

Dookoła jest wiele innych atrakcji – wystawy, Zamek Predjamski, restauracja.

Dalej był Krn…

Podróżowanie po Słowenii jest super – nikt się nie spieszy, bo i nie ma gdzie. Drogi są kręte, a ruch dość duży. Po wyjeździe doszłam do wniosku, że Słowenia jest po prostu ładna. Te połączenie gór, szarości skał, zieleni trawy i drzew, z lazurową wodą rzek jest niesamowite. Każdy domek ma kwiaty w oknach, ludzie są bardzo przyjaźni, a jedzenie pyszne. Mogłabym tu mieszkać. I latać jest gdzie 🙂

A później przenieśliśmy się do Austrii. Ale to już inny wpis ?